niedziela, 16 września 2012

ROCK BAND BLITZ - RECENZJA

Wszystko wskazuje na to, że plastikowe instrumenty powoli, acz nieuchronnie odchodzą do lamusa. Serię Guitar Hero zawieszono, a czwartego Rock Banda póki co próżno wypatrywać. Nowy, makabrycznie wprost drogi sprzęt dedykowany dla trybu pro nie znalazł zbyt wielu nabywców, a i ciężko się spodziewać kolejnych istotnych innowacji w najbliższej przyszłości - formuła najzwyczajniej w świecie wyczerpała się. Zespół Harmonix postanowił zatem wrócić do korzeni – czasów, gdy spod jego skrzydeł wyszły takie gry jak Frequency czy Amplitude, gdzie ścieżkę odgrywaliśmy za pomocą poczciwego pada. Podobny typ rozgrywki zaaplikowano do bitych czterech tysięcy piosenek obecnych w rokbendowej bazie i zaproponowano w stosunkowo niewysokiej cenie pod nazwą Rock Band Blitz.

Choć na pierwszy rzut oka gra może się wydawać trudna do opanowania, lecące na gracza ze wszystkich stron serie kolorowych nutek niosą ze sobą dosyć proste zasady. Blitz nie posiada multiplayera – zamiast tego jedna osoba odgrywa tu ścieżki wszystkich instrumentów, w tym wokalu i – w nowszych dla serii piosenkach – klawiszy. Sztuka polega na tym, że naraz możemy zajmować się wyłącznie jedną z zazwyczaj kilku ścieżek. Skakanie między nimi stanowi konieczność, jako że tylko wystarczająco dopieszczając każdy instrument będziemy mogli zwiększyć ogólny mnożnik punktów, co ma miejsce na jednym z kilku rozmieszczonych w danej piosence checkpointów. Same ścieżki są zaś stosunkowo proste – nutki gramy za pomocą zaledwie dwóch przycisków. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze znany ze starszej siostry tryb overdrive, kilka power upów (przed każdym utworem wybieramy trzy z nich) i...

… to w zasadzie tyle. U swych podstaw Blitz to przyjemna, niezobowiązująca arkejdówka, jakich wiele można znaleźć w cyfrowych sklepach obu current-genowych konsol. Trzeba jej jednak oddać, że robi dokładnie to, czego zwykliśmy po takich grach się spodziewać – wciąga jak diabli. Żeby zdobyć upragnione pięć złotych gwiazdek musimy nie tylko wykazać się diabelskim refleksem i popełnić jak najmniej błędów – musimy też poznać piosenkę i dobrać odpowiedni zestaw power upów. Czy bardziej opłaci nam się podwójna liczba punktów za gitarę czy za wokal (bo na pewno nie za bas, he he)? Czy korzystniejsze będą usługi „kolegi z zespołu”, który przez jakiś czas będzie grał za nas wybraną ścieżkę, czy może fala zgarniająca jednorazowo po kilkanaście nutek z całej szerokości trasy? Bardzo wiele czynników potrafi tutaj wpłynąć na różnicę w końcowym wyniku, niekiedy w kolosalnym stopniu, co zresztą widać po rozrzucie wyników na sieciowej liście wymiataczy. Uczenie się niekiedy piekielnie trudnych utworów to sól tego tytułu.

Skoro już o sieci mowa, mamy tutaj pierwszy, za to naprawdę potężny zgrzyt. Korzystanie z power upów jest możliwe, gdy wykupimy je za monety. Te z kolei zarabiamy grając kolejne piosenki. System ten jest dosyć wątpliwy, choć trochę poprawiła go aktualizacja – wcześniej co dwie-trzy piosenki trzeba było grać... bez power upów, co jest rozwiązaniem, delikatnie mówiąc, kuriozalnym. Teraz jest już trochę lepiej, a jeśli jeszcze bawimy się w zdobywanie monet na inne niż standardowe sposoby, to problemy z grową walutą nigdy nas nie dotkną. Jakie to sposoby? Jest ich w zasadzie dwa. Pierwszy to bitwa na punkty, gdzie razem z (nie)znajomym stajemy do rywalizacji - dostajemy kilka dni na wyśrubowanie wyższego wyniku, po czym w ramach nagrody otrzymujemy nieco grosza, także po przegranej. Poza tym po połączeniu z dedykowaną aplikacją na Facebooku możemy przyjmować tamże przeróżne wyzwania, a twórcy na bieżąco wydłużają ich listę.

Niestety, obie te opcje również budzą moje poważne zastrzeżenia. Starcie na punkty w teorii wygląda nieźle, ale z jakiegoś powodu przy każdym włączeniu gry dostajemy możliwość wyzwania losowej osoby na losową piosenkę spośród granych przez nas dotychczas – i nic więcej. Nie ma to większego sensu, bo co to za frajda czekać, aż gra łaskawie wybierze za nas piosenkę, którą akurat chcielibyśmy wymęczyć, i znajomego, któremu chcemy przysolić? Czy normalny system był aż tak trudny do zaimplementowania? Jeśli zaś chodzi o fejsbukowe zadania – nie jestem w stanie pojąć, do czego jest tu potrzebna zewnętrzna aplikacja. Zwłaszcza w świetle chyba najbardziej frustrującej rzeczy w dziele Harmonix – w Blitz praktycznie nie da się grać nie będąc podłączonym do sieci. Teoretycznie gra jest w pełni funkcjonalna, ale nie zdobywamy wtedy monet (!) i zostajemy całkowicie pozbawieni dostępu do power upów (!!). Dlaczego? Doskonałe pytanie. Tak czy inaczej, bez konsoli stale podłączonej do Internetu kupna gry nawet nie ma co rozważać.

Jest jeszcze jeden problem. Rock Band Blitz to pozycja tania i wprost ociekająca miodem... o ile jest się lojalnym fanem całej serii. Wyjściowo otrzymujemy 25 piosenek, które możemy też za darmo wyeksportować do RB3 (naprawdę niezły układ), a do tego, jak wspomniałem, Blitz pozwala nam na granie we wszystkie utwory zgromadzone do tej pory na twardym dysku konsoli. Jeśli mamy ich kilkaset, zabawy starczy na długo, a zakatowane kawałki zyskają drugą młodość. Jeśli jesteśmy ograniczeni do setlisty startowej... może z tym być kiepsko. Jakby zdając sobie z tego sprawę, Harmonix dobrał soundtrack tak, aby był bodaj najprzystępniejszym ze wszystkich dotychczasowych – dużo tutaj popu, zarówno współczesnego, jak i nieco starszego. Znajdziemy tutaj właściwie wszystkie co zjadliwsze hity radiowe ostatnich dwóch lat (choćby bezlitośnie wpadające w ucho „Pumped Up Kicks” Foster the People czy „Moves Like Jagger” Maroon 5), jest też parę klasyków (przede wszystkim Elton John z nieśmiertelnym „I'm Still Standing”) i, niejako dla porządku, trochę rocka i metalu, acz i tutaj mamy do czynienia praktycznie wyłącznie z twardym mainstreamem. Należy też wspomnieć, że dosłownie nowych w serii piosenek jest tylko 23 – pozostałe dwie to „Give It Away” i „Spoonman”, obecne w RB2, ale do tej pory niemożliwe do wyeksportowania na dysk. To świetne numery, ale nie da się ukryć, że stawianie ich w jednym rzędzie z pozostałymi wypada dosyć nieelegancko, zwłaszcza przy tak małej ich liczbie.

Mimo tych wszystkich wad Rock Band Blitz broni się masą frajdy, jaką sprawia rozgrywka. Techniczne niedociągnięcia i niezrozumiale bzdurne rozwiązania gryzą straszliwie, ale zabawa potrafi wciągnąć jak bagno i uruchomić w głowie tryb „jeszcze jedna piosenka” - a dokładnie o to tu chodzi. Trzeba jednak wziąć pod poprawkę, że niniejszą recenzję piszę jako osoba mająca na starcie dostęp do paru setek w większości lubianych przeze mnie utworów, skrupulatnie zbieranych przez parę lat. Jeśli nie chcemy się wykosztowywać i zostaniemy przy wyjściowych 25 kawałkach, dosyć szybko możemy zacząć się nudzić. Poniższa ocena dotyczy gry w formie, w jakiej dostajemy ją po zakupie. Te kilka osób w Polsce posiadających rozbudowaną bazę piosenek do Rock Banda nie ma co się zastanawiać nad zakupem, bo 25 nowych utworów i wolnostojąca gra wykorzystująca wszystkie dotychczasowe to w takim przypadku inwestycja więcej niż sensowna – taka na „ósemkę”.

WERDYKT: DOBRY PLUS (6+)

P.S. Gra, podobnie jak cała seria, nie posiada dystrybutora w Polsce, przez co nie można jej nabyć w polskiej wersji sklepów obu konsol. Jak zwykle można to pominąć wyłącznie korzystając z konta zarejestrowanego na Wielką Brytanię albo inne Niemcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Naprawdę chcesz dodać komentarz? To zbyt miłe żeby było prawdziwe...