Wszystko wskazuje na to, że plastikowe
instrumenty powoli, acz nieuchronnie odchodzą do lamusa. Serię
Guitar Hero zawieszono, a czwartego Rock Banda póki co próżno
wypatrywać. Nowy, makabrycznie wprost drogi sprzęt dedykowany
dla trybu pro nie znalazł zbyt wielu nabywców, a i ciężko się
spodziewać kolejnych istotnych innowacji w najbliższej przyszłości
- formuła najzwyczajniej w świecie wyczerpała się. Zespół
Harmonix postanowił zatem wrócić do korzeni – czasów, gdy spod
jego skrzydeł wyszły takie gry jak Frequency czy Amplitude, gdzie
ścieżkę odgrywaliśmy za pomocą poczciwego pada. Podobny typ
rozgrywki zaaplikowano do bitych czterech tysięcy piosenek obecnych
w rokbendowej bazie i zaproponowano w stosunkowo niewysokiej cenie pod nazwą
Rock Band Blitz.
Choć na pierwszy rzut oka gra może
się wydawać trudna do opanowania, lecące na gracza ze wszystkich
stron serie kolorowych nutek niosą ze sobą dosyć proste zasady.
Blitz nie posiada multiplayera – zamiast tego jedna osoba odgrywa
tu ścieżki wszystkich instrumentów, w tym wokalu i – w nowszych
dla serii piosenkach – klawiszy. Sztuka polega na tym, że naraz
możemy zajmować się wyłącznie jedną z zazwyczaj kilku ścieżek.
Skakanie między nimi stanowi konieczność, jako że tylko
wystarczająco dopieszczając każdy instrument będziemy mogli
zwiększyć ogólny mnożnik punktów, co ma miejsce na jednym z
kilku rozmieszczonych w danej piosence checkpointów. Same ścieżki
są zaś stosunkowo proste – nutki gramy za pomocą zaledwie dwóch
przycisków. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze znany ze starszej
siostry tryb overdrive, kilka power upów (przed każdym utworem
wybieramy trzy z nich) i...
… to w zasadzie tyle. U swych podstaw
Blitz to przyjemna, niezobowiązująca arkejdówka, jakich wiele
można znaleźć w cyfrowych sklepach obu current-genowych konsol.
Trzeba jej jednak oddać, że robi dokładnie to, czego zwykliśmy po
takich grach się spodziewać – wciąga jak diabli. Żeby zdobyć
upragnione pięć złotych gwiazdek musimy nie tylko wykazać się
diabelskim refleksem i popełnić jak najmniej błędów – musimy
też poznać piosenkę i dobrać odpowiedni zestaw power upów. Czy
bardziej opłaci nam się podwójna liczba punktów za gitarę czy za
wokal (bo na pewno nie za bas, he he)? Czy korzystniejsze będą
usługi „kolegi z zespołu”, który przez jakiś czas będzie
grał za nas wybraną ścieżkę, czy może fala zgarniająca
jednorazowo po kilkanaście nutek z całej szerokości trasy? Bardzo
wiele czynników potrafi tutaj wpłynąć na różnicę w końcowym
wyniku, niekiedy w kolosalnym stopniu, co zresztą widać po
rozrzucie wyników na sieciowej liście wymiataczy. Uczenie się
niekiedy piekielnie trudnych utworów to sól tego tytułu.
Skoro już o sieci mowa, mamy tutaj
pierwszy, za to naprawdę potężny zgrzyt. Korzystanie z power upów
jest możliwe, gdy wykupimy je za monety. Te z kolei zarabiamy grając
kolejne piosenki. System ten jest dosyć wątpliwy, choć trochę
poprawiła go aktualizacja – wcześniej co dwie-trzy piosenki
trzeba było grać... bez power upów, co jest rozwiązaniem,
delikatnie mówiąc, kuriozalnym. Teraz jest już trochę lepiej, a
jeśli jeszcze bawimy się w zdobywanie monet na inne niż
standardowe sposoby, to problemy z grową walutą nigdy nas nie
dotkną. Jakie to sposoby? Jest ich w zasadzie dwa. Pierwszy to bitwa
na punkty, gdzie razem z (nie)znajomym stajemy do rywalizacji -
dostajemy kilka dni na wyśrubowanie wyższego wyniku, po czym w
ramach nagrody otrzymujemy nieco grosza, także po przegranej. Poza
tym po połączeniu z dedykowaną aplikacją na Facebooku możemy
przyjmować tamże przeróżne wyzwania, a twórcy na bieżąco
wydłużają ich listę.
Niestety, obie te opcje również budzą
moje poważne zastrzeżenia. Starcie na punkty w teorii wygląda
nieźle, ale z jakiegoś powodu przy każdym włączeniu gry
dostajemy możliwość wyzwania losowej osoby na losową piosenkę
spośród granych przez nas dotychczas – i nic więcej. Nie ma to
większego sensu, bo co to za frajda czekać, aż gra łaskawie
wybierze za nas piosenkę, którą akurat chcielibyśmy wymęczyć, i
znajomego, któremu chcemy przysolić? Czy normalny system był aż
tak trudny do zaimplementowania? Jeśli zaś chodzi o fejsbukowe
zadania – nie jestem w stanie pojąć, do czego jest tu potrzebna
zewnętrzna aplikacja. Zwłaszcza w świetle chyba najbardziej
frustrującej rzeczy w dziele Harmonix – w Blitz praktycznie nie da
się grać nie będąc podłączonym do sieci. Teoretycznie gra jest
w pełni funkcjonalna, ale nie zdobywamy wtedy monet (!) i zostajemy
całkowicie pozbawieni dostępu do power upów (!!). Dlaczego?
Doskonałe pytanie. Tak czy inaczej, bez konsoli stale podłączonej
do Internetu kupna gry nawet nie ma co rozważać.
Jest jeszcze jeden problem. Rock Band
Blitz to pozycja tania i wprost ociekająca miodem... o ile jest się
lojalnym fanem całej serii. Wyjściowo otrzymujemy 25 piosenek,
które możemy też za darmo wyeksportować do RB3 (naprawdę niezły
układ), a do tego, jak wspomniałem, Blitz pozwala nam na granie we
wszystkie utwory zgromadzone do tej pory na twardym dysku konsoli.
Jeśli mamy ich kilkaset, zabawy starczy na długo, a zakatowane
kawałki zyskają drugą młodość. Jeśli jesteśmy ograniczeni do
setlisty startowej... może z tym być kiepsko. Jakby zdając sobie z
tego sprawę, Harmonix dobrał soundtrack tak, aby był bodaj
najprzystępniejszym ze wszystkich dotychczasowych – dużo tutaj
popu, zarówno współczesnego, jak i nieco starszego. Znajdziemy
tutaj właściwie wszystkie co zjadliwsze hity radiowe ostatnich
dwóch lat (choćby bezlitośnie wpadające w ucho „Pumped Up
Kicks” Foster the People czy „Moves Like Jagger” Maroon 5),
jest też parę klasyków (przede wszystkim Elton John z
nieśmiertelnym „I'm Still Standing”) i, niejako dla porządku,
trochę rocka i metalu, acz i tutaj mamy do czynienia praktycznie
wyłącznie z twardym mainstreamem. Należy też wspomnieć, że
dosłownie nowych w serii piosenek jest tylko 23 – pozostałe dwie
to „Give It Away” i „Spoonman”, obecne w RB2, ale do tej pory
niemożliwe do wyeksportowania na dysk. To świetne numery, ale nie
da się ukryć, że stawianie ich w jednym rzędzie z pozostałymi
wypada dosyć nieelegancko, zwłaszcza przy tak małej ich liczbie.
Mimo tych wszystkich wad Rock Band
Blitz broni się masą frajdy, jaką sprawia rozgrywka. Techniczne
niedociągnięcia i niezrozumiale bzdurne rozwiązania gryzą
straszliwie, ale zabawa potrafi wciągnąć jak bagno i uruchomić w
głowie tryb „jeszcze jedna piosenka” - a dokładnie o to tu
chodzi. Trzeba jednak wziąć pod poprawkę, że niniejszą recenzję
piszę jako osoba mająca na starcie dostęp do paru setek w
większości lubianych przeze mnie utworów, skrupulatnie zbieranych
przez parę lat. Jeśli nie chcemy się wykosztowywać i zostaniemy
przy wyjściowych 25 kawałkach, dosyć szybko możemy zacząć się
nudzić. Poniższa ocena dotyczy gry w formie, w jakiej dostajemy ją
po zakupie. Te kilka osób w Polsce posiadających rozbudowaną bazę
piosenek do Rock Banda nie ma co się zastanawiać nad zakupem, bo 25
nowych utworów i wolnostojąca gra wykorzystująca wszystkie
dotychczasowe to w takim przypadku inwestycja więcej niż sensowna – taka
na „ósemkę”.
WERDYKT: DOBRY PLUS (6+)
P.S. Gra, podobnie jak cała seria, nie
posiada dystrybutora w Polsce, przez co nie można jej nabyć w
polskiej wersji sklepów obu konsol. Jak zwykle można to pominąć
wyłącznie korzystając z konta zarejestrowanego na Wielką Brytanię
albo inne Niemcy.