poniedziałek, 20 czerwca 2011

CIAŁO I KREW - recenzja

Z prozą Grahama Mastertona do tej pory nie miałem do czynienia, ale byłem świadom jej istnienia. Jest to pisarz zaskakująco popularny w Polsce, według notki biograficznej zamieszczonej w poniżej recenzowanej książce na 20 milionów sztuk sprzedanych na świecie książek Brytyjczyka aż 2 miliony rozeszły się w naszym kraju. Powiem krótko – mogę tylko westchnąć. Smakowita literatura grozy w ilościach hurtowych trafiła na nasz rynek na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, no i ludzie to kupowali, pewnie nierzadko w ciemno...

Ja za „Ciało i krew” wziąłem się usłyszawszy streszczenie wprost niesamowitej fabuły. Powiem tak – zamiast płodzić recenzję, mógłbym po prostu opisać przedstawioną przez Mastertona historię i to by chyba starczyło. Spróbuję zatem ująć wszystko jak najzgrabniej przed przejściem do części czysto krytycznej.

Gdzieś w stanie Iowa ojciec ścina sierpem głowy dwojgu swoich dzieci – jego najstarszej córce udaje się uciec, a dzieciobójca trafia do więzienia. Jak się okazuje, zabił je nie bez powodu – były bowiem wnuczętami niejakiego Zielonego Janka, czeskiego (!) demona, który ze swoją świtą od tysiąca lat krąży po świecie. Janek, w wypadku nieurodzaju, proponuje rolnikowi układ – wysokie plony w zamian za zapłodnienie jego żony. Gdy powstałe w ten sposób dziecko doczeka się swojego potomka, Janek wraca by żywcem je wypatroszyć i zjeść jego narządy (!!), bo tylko to powstrzymuje go od przemienienia się w roślinę. Równie jak on barwni towarzysze podróży aktualnie wożą go po Stanach w białej furgonetce (!!!) i są nieśmiertelni, gdyż przed laty papież, poproszony o interwencję przez italskich chłopów, przekupił bandę trzymanymi w Watykanie judaszowymi srebrnikami (!!!!), dzięki którym są oni przesunięci w czasie względem reszty świata, będąc zawsze „sekundę od przeznaczenia”. Jakby tego było mało, fragment tkanki mózgowej zabitego przez ojca małego George'a trafia do pobliskiego instytutu naukowego, gdzie zostaje on wszczepiony trzymetrowej, genetycznie zmodyfikowanej świni (!!!!!), co ma, w zamierzeniu, sprawić, że będzie ona miała ludzką świadomość (!!!!!!). Co więcej, instytut oblegają ekoterroryści, którzy planują włamać się do środka i uwolnić świniaka. Cały ten chaos próbuję zrozumieć i opanować miejscowy szeryf...

To dopiero początek. Mamy jeszcze kobiety wychowane przez świnie, próbę przepchnięcia przez rząd ustawy zakazującej spożycia mięsa na terenie Stanów (tak tak, przyrównuje się ją do prohibicji) i parę innych rzeczy, na które nie starczyłoby już wykrzykników w nawiasach. Dowcip polega na tym, że tak niepojęcie bzdurna fabuła jest ubrana w całkiem niezłą oprawę. Masterton, o zgrozo, umie pisać, przez co „Ciało i krew” ciężko jednoznacznie określić powieścią klasy B. Zdarzają mu się niewiarygodnie kwaśne porównania, no i do końca nie wiadomo tak naprawdę, czy traktować opowieść na serio czy jako żart – poza tym całość jest co najmniej zjadliwa. No, może nie dla każdego – jeśli jakaś postać nie jest pierwszoplanowa, możemy być pewni, że czeka ją śmierć. Mało, że śmierć – śmierć niezmiernie brutalna i do tego opisana z chirurgiczną dokładnością. Od wspomnianego patroszenia, poprzez samobójstwo przez wkręcenie sobie jelit w maszynkę do mielenia mięsa, aż po zmiażdżenie i/lub pożarcie przez świnie – makabra zdaje się nigdy nie ustawać, nigdy nie tracić na intensywności. Jeśli ktoś to lubi, będzie w siódmym niebie, ale co wrażliwszym po książkę sięgać nie radzę, nawet w celach humorystycznych. Ciężko mi też nie wspomnieć o zupełnie dla fabuły zbędnych, a również pełnych przeuroczych detali scenach łóżkowych – nie powinny one dziwić, zważywszy na to, że Masterton jest również autorem całej masy poradników seksualnych.

W efekcie mamy dzieło do tego stopnia tonące w oparach absurdu i przegięcia, że powinno być ono czymś absolutnie nie do czytania. Na szczęście (?) te sporo ponad 400 stron zlatuje raz dwa. Z jednej strony jest to zasługa wspomnianego stylu, ale ma na to wpływ jeszcze co innego. Historia... wciąga. Choć wydawałoby się, że niemożliwe będzie wymieszanie w jednym garnku wątku czeskiego demona i perypetii związanych z wielką świnią, całość naprawdę gryzie tylko miejscami, i przez większość czasu jest zwyczajnie ciekawa. Czytając, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Masterton musiał mieć straszną radochę spajając wszystko w całość – i taką samą radochę ma czytelnik, odkrywając dalszy ciąg zdarzeń. Przyznam, momentami zwyczajnie nie byłem w stanie powstrzymać się od rechotu, ale taki już urok konwencji.

Na poniższą ocenę składa się kilka punktów. Gdybym miał wystawić notę tylko założeniom fabularnym, wyszłaby z tego najwyżej trójczyna, za formę należałaby się sześć czy siedem, a za samo złożenie wszystkiego w kupę powinienem autora wynagrodzić co najmniej dziewiątką. Średnia arytmetyczna wypada gdzieś w okolicach szóstki, co jest oceną jednocześnie zbyt i nie dość szczodrą. Podejrzewam, że „Ciało i krew” jakoś specjalnie nie zachwyci nikogo już obytego z choćby kilkoma spośród kilkudziesięciu powieści Mastertona - ci powinni od oceny odjąć oczko. Dla niewprawionego czytelnika, takiego jak ja, lektura może jednak stanowić co najmniej ciekawe, a pewnie i wcale zabawne przeżycie. Jeśli też jesteście zafascynowani, jak można napisać 400 stron o czymś takim, no i nie wzrusza Was przemoc i seks dla przemocy i seksu, możecie na całość zwrócić uwagę... Ja bawiłem się świetnie, choć nie wiem, czy kiedykolwiek do tego autora powrócę. Jedna taka powieść bawi, ale czy zniósłbym takich dziesięć...?

WERDYKT - DOBRY (6/10)
Tytuł oryginalny: "Flesh and Blood"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Naprawdę chcesz dodać komentarz? To zbyt miłe żeby było prawdziwe...