sobota, 2 lipca 2011

DEAD NATION - recenzja

Dead Nation, ze wszech miar niepozorna produkcja, zupełnie wywraca do góry nogami nasze pojęcie gry o poczciwych zombiakach. Fabuła trzyma w napięciu, a jednocześnie unika skutecznie spodziewanych schematów, a gdzieś nad nią unosi się subtelna nutka symbolizmu. Opowieść wypełniają realistyczne postaci, z którymi po zakończeniu przygody aż szkoda nam się rozstawać. No i rozgrywka! Tak daleko jej do tępego naparzania przed siebie i bezrefleksyjnego rozwalania wszystkiego, co się rusza...

Ha, ha, ha! Jeśli potraktowaliście powyższy akapit serio, muszę Was rozczarować - Dead Nation to gra, w której dostajemy do ręki broń i strzelamy z niej do żywych trupów. Wielu żywych trupów. Bardzo, bardzo, bardzo wielu żywych trupów. Dość powiedzieć, że trofeum za tysiąc zabitych przeciwników zdobyłem po przejściu drugiego etapu, a za dziesięć tysięcy - gdzieś pod koniec gry. To zdanie mówi samo za siebie.

Fabuła? Niby jakaś jest. Otwierający grę filmik to nie animacja, a „autentyczne” ujęcia z dzienników telewizyjnych różnorakich państw, gdzie – jakżeby inaczej! - szaleje zaraza nieznanego źródła. Wcielamy się w z jakiegoś powodu odpornego na wirusa osobnika płci męskiej lub żeńskiej i ruszamy przed siebie – najpierw po zapasy, potem na ratunek umierającemu światu. Całość jest niezwykle grubymi nićmi szyta, pojawia się w niej, poza bohaterami, jedna osoba (!), a wszystkie scenki trwają łącznie kilkanaście minut. Cała reszta to czysta rzeźnia, pozbawiona jakiejkolwiek subtelności krwawa łaźnia.

Na całą akcję mamy widok z góry, ewentualnie z ukosa. Brniemy przed siebie, odpierając hordy truposzy. Ci występują w licznych odmianach: mamy tu mniejsze lub większe mięso armatnie (w wyglądzie odpowiednie dla lokacji, raz policjanci, raz biznesmeni, raz klauni...), dziwadła plujące kwasem, bydlaki nieustannie przyzywające wsparcie, czy wreszcie wisienkę na torcie – wielkich mutantów z gigantycznymi ostrzami zamiast rąk. Skubańce zwykle atakują w grupach, z czasem coraz większych i silniejszych. Pojawiają się często znikąd, spadają z dachów, wybiegają z budynków, atakują z dwóch stron. Do tego są, zgodnie z dzisiejszymi trendami (patrz „Zombieland”), szybcy, czasem bardzo szybcy. Oczywiście można ich wykończyć w przerozmaity sposób – choć przez większość czasu wystarczy nam najzwyklejsza w świecie strzelba, mamy jeszcze kilka innych rodzajów uzbrojenia – wspomnę tylko o karabinie, śrutówce, granatach i minach. Wszystkie narzędzia śmierci możemy ulepszać, wydając na tę czynność zarobione na przelewaniu hektolitrów krwi pieniądze. Czasem skorzystamy z otoczenia – a to wysadzimy zbiornik z benzyną, a to samochód... Pola do popisu nie brakuje.

Lekki problem stanowią lokacje. Szybko wkrada się w nie powtarzalność. Przez znakomitą większość czasu przemierzamy szeroko rozumiane tereny miejskie – ulice, dachy, wesołe miasteczko, szpital, port... Niestety, wszystko wygląda na dobrą sprawę tak samo. Niewątpliwie wpływ mają na to ciągle panujące ciemności, przez które też bardzo łatwo zarobić banalny cios w plecy od zagubionego zombiaka. Może pomogłyby etapy w zamkniętych lokacjach...

To coś na środku to i tak niespecjalnie wielka jak na tę grę kupa trupów.
Monotonia wizualna to chyba jedyna poważna wada Dead Nation. Gra broni się rozgrywką. Choć do całości podchodziłem nieco sceptycznie, po kapkę niemrawym początku produkcja fińskiego studia Housemarque zafundowała mi naprawdę solidnego kopa. Gdy już zapoznałem się ze sterowaniem i zasadami funkcjonowania w mało przyjaznym świecie po zarazie, przeszedłem wszystkie dziesięć misji w ciągu jednej doby. DN po prostu rozbraja swoją szczerością i prostolinijnością. Twórcy nie starali się zrobić dzieła wybitnego – zamiast tego skupili się na dopilnowaniu, żeby przedzieranie się przez niekończące się chmary ruchawego mięsa nie przestawało sprawiać graczom satysfakcji. To się udało. Nawet na wyjściowym poziomie trudności bywa ciężko, momentami bardzo, ale gdy już przetrwamy falę i przejdziemy się po wypełniających całe nasze pole widzenia setkach ciał, będziemy mogli poczuć, jaką potęgę mają nasze zabawki. Choć gra jest dość krótka, z chęcią wraca się do niej ponownie, zwłaszcza, że możemy ją przejść w trybie kooperacji, lokalnie lub przez sieć (jeśli chodzi o tę ostatnią opcję, z jakiegoś powodu nigdy nie udało mi się zacząć misji zanim zostałem rozłączony - podejrzewam jednak, że to problem albo tymczasowy, albo wynikający z mojego nienajlepszego połączenia z Internetem). Co wytrwalsi z pewnością spróbują też znaleźć wszystkie części pancerza oraz skrzynki z pieniędzmi i mnożnikami punktów, sprytnie schowane na terenie naszych działań. Uprzedzam jednak graczy o słabych nerwach – na wyższych poziomach trudności panuje nieraz taki sajgon, że naprawdę łatwo stracić cierpliwość.

Małym, ale ciekawym smaczkiem jest sieciowy ranking krajów. Tytuł gry okazuje się lekko dwuznaczny, gdyż wszystkie zombie, jakie zabijamy, liczą się do ogólnego wyniku państwa, na jakie zarejestrowane jest nasze peestrójkowe konto. Możemy zatem okazać patriotyzm odstrzelając łby umarlakom - co by nie mówić, takie okazje nie zdarzają się codziennie...

Została jeszcze oprawa - i w tej kwestii spotykamy się z dobrym, nieaspirującym do żadnych szczytów rzemieślnictwem. Grafika jest dość prosta, acz nie prostacka – poziomy są pełne małych szczegółów, a nasze ofiary potrafią rozpaść się w przeuroczy sposób. Ciężko coś powiedzieć o dźwięku – nie towarzyszy nam nic poza ambientową muzyką, odgłosami wystrzałów i wybuchów, no i pomruków, jęknięć i okrzyków zombie. Atmosferę buduje to wszystko udanie. Ogólnie, jak na grę z PSN, całość prezentuje się więcej niż przyzwoicie.

Tak można zresztą podsumować wszystkie elementy DN. Jako gra pudełkowa pozostawiałaby spory niedosyt, ale jak na coś kosztujące jedną czwartą ceny nowego tytułu sprawuje się świetnie. Nie ma tu absolutnie niczego, czego nie widzielibyście w jakimś filmie, grze czy serialu o chodzących, krwiożerczych zwłokach. Mimo tego, całość nudzi się zaskakująco wolno, choć przeważająca część czasu spędzonego przed ekranem upływa nam na uciekaniu i nieustannym waleniu w spust. Jeśli potrzebujecie odmóżdżacza a'la Serious Sam czy choćby freeware'owe Absolute Survival –bierzcie Dead Nation bez pytań. Jeśli macie ochotę skosztować czegoś oryginalnego albo wciągającego niezwykłą historią – szukajcie dalej. W swojej klasie - kawał dobrej roboty.

WERDYKT: DOBRY PLUS (6,5)

Platforma: PS3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Naprawdę chcesz dodać komentarz? To zbyt miłe żeby było prawdziwe...